This Porta-generated SimpleViewer album requires Adobe Flash ver. 7 (or newer).
If you already have Flash installed, view the Flash-based album.
Otherwise, view the HTML-based album.
Zdjęcia >>
Kalymnos 09/10Jest połowa grudnia. Misiobus, wypełniony czterema rozwalonymi po królewsku himalaistami i tonami zapasów sponsorowanych przez Tesco, toczy się w jedynym słusznym o tej porze roku kierunku, czyli na południe Europy. Naszym celem jest najmodniejsze miejsce z rozkładówek zachodnich pisemek, kraina kotów, kóz, gąbki i fenomenalnej skały, czyli Kalymnos.
Jako, że najprostsze rozwiązania bywają najbardziej banalne a my lubimy rzucać sobie kłody pod nogi, zamiast dwugodzinnego lotu do Aten wybieramy 30 godzinna jazdę autem. Dusza tirowca zobowiązuje, a co! Po szybkich zakupach w porcie Pireus pakujemy bus na prom płynący w kierunku Rodos, który po drodze ma nas wysadzić na Kalymnosie - jeszcze tylko 12 godzin bujania i w środku nocy desantujemy się na brzeg wspinaczkowego raju.
Po wielu przetasowaniach ostatecznie wyruszyliśmy we czwórkę. W skład niezwykle elitarnego "Teamu Polska" weszli:
Monika P. - najbardziej kobieca część ekipy, zwolenniczka bezstresowego podejścia do odżywiania i wspinania, koneser szwedzkich kryminałów, denerwujących gier logicznych i poławiacz gąbek;
Michał K. - sztukmistrz z Lublina wyposażony w najnowsze zdobycze techniki, główny logistyk wyprawy i najbardziej zarośnięta twarz "Skarpy";
Bartek "Progres" J. - obywatel świata rodem z Sokolików, niepoprawny zdobywca damskich serc, koneser komedii romantycznych, książek Reinholda Messnera i dobrze przyprawionego kurczaka;
oraz piszący te słowa Tomek P, gdzieniegdzie znany jako "Pozi".
Logujemy się w przyjaznym miejscu zwanym "Vasilis Studio" i zasypiamy z nadzieją, że jutro pourywamy na tym Kalymnosie wszystkie chwyty. Jazda!
Pierwsze koty...
Przeglądając topo w poszukiwaniu sektora odpowiedniego na rozruch decydujemy się odwiedzić Ghost Kitchen, gdzie nikt z nas się jeszcze nie wspinał. Tego dnia pada kilka dróg do 6c+, między innymi Resista 6c oraz Dafni 6c+. Nie udało się niestety uniknąć charakterystycznej opuchlizny przedramion, zwanej "spruciem kaczek", ale w końcu po to tu przyjechaliśmy... A więc wyjazd rozpoczęty, pierwsze drogi zrobione a cyfra…przyjdzie sama. Kolejny dzień spędzamy na Odysei, gdzie powoli podnosimy poprzeczkę pokonywanych przez nas trudności. Pada pierwsze 7a, 7b. Bartek walczy na swojej debiutanckiej 6b+, przepięknej Atenie. Delektujemy się pięknym wspinaniem, przyjemnymi temperaturami i niesamowitymi widokami na otaczające nas morze.
Się wylegujemy - plaż w rest.
"Bo skała była za mokra"
Niestety sielanka nie trwa zbyt długo - dwa tygodnie deszczu, które poprzedziły nasz przyjazd na Kalymnos, zaowocowało zupełnym przemoknięciem skały. Dla przykładu, przy totalnej lampie, Grande Grotta, czyli sztandarowy sektor na Kaly był jedynym miejscem, w którym tego dnia padał deszcz. Z dziesiątków gigantycznych sopli sączyła się woda. Ostrzyliśmy sobie zęby na kilka klasyków z nutką (najwyższa ocena w topo), niestety jedyna próba podjęta na jednej z 7c pokazała, że najlepiej zwinąć graty i zmienić sektor. Na sąsiednim Spartakusie wspinać się teoretycznie dało - robimy szybko z Michałem mokrusieńkiego Spartakusa 7b+ (niestety nie OS), trzymając się dwa razy mocniej i wybierając co bardziej zaginające się chwyty "na wszelki wypadek". W tych to mało komfortowych dla psychy warunkach mieliśmy wspinać się jeszcze kilka dni. Szybko jednak nauczyliśmy się wybierać bardziej suche drogi i jakoś poszło, a z podtrzymaniem dobrego humoru problemów nie mieliśmy.
Pozzie na Kastorze - 7a (Arhi)
Odyseja 2009
Warunki warunkami, a my kolejnego dnia, przy słonecznej pogodzie testujemy najbardziej suche propozycje sektora Iliada, przepiękne Nestoras 7a, dwadzieścia metrów wiosłowania po wielkich dziurach i subtelny mini-crux na końcu oraz Beautiful Helen - trzydziestometrowe 6a+ "z jastrząbkiem". Wspinaczkową szychtę kończymy tradycyjnie na Odysei, gdzie zmotywowani szybkim przejściem przez Monikę dróżki 7b+ o wdzięcznej nazwie Alfredo-Alfredo, gnani urażoną męską dumą, robimy z Michałem drogę, sapiąc jak parowóz (ja) i w ciemnościach z czołówką na głowie (Michał). Kolejna wariacja na temat gulaszu angielskiego i makaronu dopełnia magicznego klimatu minionego dnia. Kolejnego dnia na Odysei odhaczamy zaległości. Robimy z Moniką na rozgrzewkę Amphorę, (chyba?) łatwe 7b, z zalanym cruxem. Mimo wszystko utrzymanie kluczowego, wykutego ząbka nie stanowiło jakiegoś większego problemu. Michał w drugiej próbie ciągnie bez większych ceregieli, suche miejscami, Lucky Luca 7b. Później, jako masochiści z wyboru, zaprzyjaźniamy się z najbrzydszą drogą Kalymnosu, bulderowym Orionem 7c+. Na rozprawienie się z drogą zostawiamy sobie dzień "po reście". Zobaczymy jak to będzie.
Trochę przed naszym przyjazdem popadało - dosłownie zmyło fragment drogi.
Jak to deszcz?
Następnym sektorem, jaki odwiedziliśmy, było położone tuż przy drodze okrążającej Kalymnos Arhi. Wspinania jest tu sporo, na początek jednak walimy się z co drugiej drogi. Michał walczy z dosyć koncepcyjną, chyba najbardziej techniczną drogą, jaką spotkaliśmy na wyspie drogą Polydeykes 7a+/b, która prowadzi przedostatniego dnia wyjazdu. Droga oferuje między innymi wspinanie "na misia" po wielkim kaloryferze oraz czujne skradanie w zacięciu. Ja na rozgrzewkę przechodzę uklamiony i nietrudny klasyk sektora, Kastor 7a (szkoda że taki krótki!). Tymczasem jedyny w ciągu całego pobytu deszcz skutecznie wygania nas do samochodu. Jednak słońce, które wyszło zza chmur na nowo budzi w nas eksploratorskie zapędy i zamiast restowego popołudnia spędzonego na pizzy w jednym z barów Masouri decydujemy się na rekonesans ze szpejem w plecaku w sektorze Palace. Trudy trzyminutowego podejścia po płaskim wynagradzają nam bardzo fajne, ale niezbyt uczęszczane drogi. Łuk skalny z kultowych fotek na widokówkach okazuje się totalną lipa przy której łuk z Boskim Buenos sprzed Mamutowej to prawdziwe El Dorado. Za to obok znajdziecie kila ciekawych dróg takich jak tatrzańskie Hello Baby Yoyo 5c, siłowe Leda 7a, czy techniczne King Suite 7a+. Jakość skały ustępuje jednak tej napotkanej przez nas w innych sektorach.
Grande Grotta
Cyfra o włos
Na Orionie 7c+, na którego wróciliśmy parę dni później, najlepiej idzie Monice, która prezentuje spory zapas na niemałych chwytach, niestety bez powodzenia. Pod względem sportowym najwięcej udało się zdziałać Bartkowi, który konsekwentnie podnosił poprzeczkę pokonywanychprzez siebie trudności kończąc dopiero na 7a. Po trwającej cały dzień i zakończonej sukcesem batalii, jaką stoczył na Kastorze 7a, zebrał zasłużone brawa od wszystkich zgromadzonych pod drogą wspinaczy. Oby tak dalej! My ostatnie dni wyjazdu poświęcamy na rozpracowanie Daniboya 8a, pięknej i naturalnej linii w sektorze Spartakus, w końcu okrągła cyferka kusi nas wszystkich. Mimo, że na początku wydawało się, że droga jest do zrobienia, ostatecznie odparła nasze zaciekłe ataki, które trwały do ostatniej godziny. Chcąc nie chcąc, zostawiliśmy zaległości na następny raz, ale przecież jak tu na Kalymnos nie wrócić! Podsumowując, spędziliśmy na wyspie kilka naprawdę fajnych dni, kąpaliśmy się w morzu w Sylwestra, leżeliśmy na plaży, jeździliśmy skuterkami, nadrobiliśmy filmowe zaległości degustując miejscowe wino... Wspinaczkowe cele nie do końca zostały zrealizowane, ale co tam - w końcu jechaliśmy na wakacje;) A na Kalymnos i tak wrócimy!
Tekst Pozzuś
Zdjęcia >>